wtorek, 4 marca 2008

CO ZA CZASY !!!

Co za czasy ! Jeszcze przed Solidarnością obserwowałem w Banku PKO długie kolejki emerytów i rencistów, cierpliwie wydeptujących ścieżki do okienek po „te same” pieniądze. Te same, bo, podobnie jak dziś, niewystarczające.
Byłem świadkiem, kiedy staruszka skarżyła się, że nie ma siły stać dłużej w kolejce. Nota bene – dziesięć okienek kasowych a jedno tylko czynne.
Jak spod ziemi wyrosła, wycięta z żurnala, przedstawicielka banku. Z uśmiechem numer 53 ( czyli przeznaczonym dla staruszek po dziewięćdziesiątce ) zaproponowała:
- Mamy dla Pani wspaniałą ofertę: m-banking !! Czy możemy prosić o Pani adres mailowy ! –
Wezwane pogotowie zastało staruszkę w stanie katatonii, z miną wyrażającą najwyższe osłupienie...

Co za czasy ! A czym się właściwie te czasy różnią ? Chyba tym, że kiedyś więcej drobiu było w zagrodach a mniej w polityce. Teraz jest dokładnie odwrotnie !... Ale to dygresja.
Kiedy kupiłem mieszkanie na Targowej, udałem się do Zakładu Energetycznego, podpisać stosowną umowę. Ochrona kazała mi przejść przez „bramkę”. Po wyjęciu kluczy – musiałem przejść ponownie. Po odłożeniu portfela – jeszcze raz. Dopiero po wyciągnięciu protezy i przejściu po raz czwarty – przestało wyć.
Rewizja osobista przeszła w miarę sprawnie, tylko moje papiery zabrano do prześwietlenia. Portfel co prawda gdzieś się zawieruszył, ale w końcu stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że nie stanowię najmniej-szego zagrożenia. Wskazano mi niezwykle uprzejmie wejście do sali, nad którą wisiał ogromny, dumny napis: „DZIAŁ OBSŁUGI KLIENTA POSPOLITEGO”.
Wszedłem. Zdziwiły mnie syknięcia i palce przyłożone do ust.
- Dzień dobry ! – zwróciłem się do pierwszego stanowiska po prawej. Rumiana blondynka zbladła... jak papier, który przed nią leżał.
- Do kierownika ! – szepnęła, wskazując odległy koniec sali. Poszedłem. Na podwyższeniu, przy biurku, siedział mężczyzna. A może ufoludek. Taki zielony był na twarzy. Całość świadczyła o skrajnym zblazowaniu i tylko przekrwione oczka połyskiwały wśród gęstych oparów alkoholu.
Moja ręka zawisła w powietrzu:
- Dzień dobry ! Przyszedłem w sprawie... –
Kierownik zrobił minę Świętego – Przypiekanego a jego dłonie z wyraźnym trudem ścisnęły skronie:
- Trzeba zalegalizować licznik... – dobiegł mnie jego słaby głosik.
- O ! Skąd pan kierownik zna moją sprawę ?! –
- Trzeba zalegalizować licznik... –
- Ale ten licznik jest już zalegalizowany ! – rzekłem nieco zdenerwowany.
Kierownik, któremu przeszkadzałoby bzyczenie komara, skrzywił się niemiłosiernie:
- Trzeba zalegalizować licznik... –
- Kto może to wykonać ? Wasz zakład czy jakiś inny ? –
- Trzeba zalegalizować licznik... –
- Zapłacę ! Może jakiś namiar... – nadzieja podniosła mój głos o dwa tony.
Cierpienia kierownika sięgnęły zenitu:
- Trzeba zalegalizować licznik... –
- Czy jest pan automatem ? – rzuciłem ze złością.
- Trzeba zalegalizować licznik... –
Odwróciłem się do gromady urzędniczek, z których połowa ukryła się za biurkami:
- Żądam widzenia z Dyrektorem !! – krzyknąłem.
Cisza... i tylko z tyłu...
- Trzeba zalegalizować licznik...

Co za czasy ! Jedynie alkohol działa tak samo. Pewnego razu szed-łem ulicą Zamkową, kiedy natknąłem się na leżącego mężczyznę. Odezwał się we mnie doktor Judym. To po prawej stronie klatki piersiowej, bo po lewej krwawiło serce. Bez honorarium ?!
Obrażeń zewnętrznych nie stwierdziłem. Zawał ? Wylew ? Cukrzyca ? Oddech ? Jest. Tętno ? Jest. Odór alkoholu ? Jest. Uf !! Aż zakręciło mi się w głowie ! Zaraz zaczęło mnie suszyć i tylko nadzwyczaj silnej woli zawdzięczam, że nie krzyknąłem:
- Barman ! Kolejka dla wszystkich ! –
WTEM !!
- Jezus ! Maria ! Chłopa mi zabił ! – zelektryzował mnie przeraźliwy pisk. Z drzwi o szerokości bramy garażowej wytoczyła się... zaryzykuję... kobieta! Jakieś metr dziewięćdziesiąt i waga lokomotywy.
- Jak ci dam w mordę, to ci zęby dupą wylecą !! – dorzuciła, ruszając w moją stronę a biust zafalował ostrzegawczo. Zdałem sobie sprawę, że niechby jedna pierś choć lekko się o mnie otarła... będę trupem.
Jednak desperacko przyjąłem pozycję walki, znaną tylko mistrzom karate. Mam przecież 1 DAN – czarny pas mistrzowski, ukończony zaocznie w kursie korespondencyjnym !
Lokomotywa nadal się do mnie zbliżała !
Wydałem bojowy okrzyk ninja, zdolny porazić wściekłego byka... Lokomotywa przyśpieszyła !! Ja... popuściłem !...
Wkrótce zabarykadowałem się w domu...
Karate – karatem a cycek cyckiem !


środa, 21 listopada 2007

KOMPUTER TEŻ CZŁOWIEK ??

Proszę się nie dziwić, że jestem taki blady… Jeszcze mi się nogi trzęsą. A niektórzy przestrzegali ! Dobrze, że jesteście tutaj. Pewniej się czuję.Ale od początku.

Kolega pożyczył mi samochód ! Ale jaki ! Japoński ! Jakaś Mokra-Suka czy jakoś tam.
- Kazik – mówię – w porównaniu z tym twoim samochodem za sześćdziesiąt tysięcy dolarów, to ja dotychczas prowadziłem hulajnogę ! –
- Picujesz ! – machnął ręką – Przecież on sam jeździ…-

Poszedłem. Stała limuzyna jak się patrzy. Nawet jakbym w poprzek drogi się położył, to zmieściłbym się między kołami. Kliknąłem przyciskiem przy kluczyku, zaświeciły się wszystkie lampy i… otworzyły się drzwi od strony kierowcy !„ Ki diabeł” pomyślałem i przeżegnawszy się („Raz kozie śmierć”), wsiadłem !
- A „dzień dobry” to kto powie ? – usłyszałem zrzędliwy głos, pisz - wymaluj mojej teściowej.Szybko odwróciłem się, ale na tylnym siedzeniu było pusto. Pod siedzeniem – też.
- Kazik, nie wygłupiaj się ! – wydusiłem przez zaciśnięte gardło.
- A czy Kazik ma damski głos, baranie jeden ?! – wrzasnęła pseudo-teściowa. – Popatrz przed siebie i trochę w prawo ! To głośnik, analfabeto ! –
Rzeczywiście. Niewielka czerwona, pulsująca kropka mrugała w rytm wypowiadanych słów.
- Chuchnij ! – usłyszałem.
- Ja ? A ty kim jesteś, że mi… -
- Komputer pokładowy samochodu ! Mocniej chuchnij !! –
- Chuuuuuuu… -
- Aaaa, piweczko przedwczoraj ! Nie ma jazdy ! Wysiadaj ! – zdecydował Pokładowy i drzwi się same otworzyły bezszelestnie.
- Nie zmusisz mnie … ! – krzyknąłem rozpaczliwie.
- Zobaczymy ! – Szszszszsz…trzask i przez otwarty szyberdach wyleciałem w górę na wysokość pierwszego piętra……


- Ka… kata… katapultował mnie ! – wrzasnąłem, kiedy nadbiegł Kazik.
- Widziałem, widziałem… - kumpel ciężko usiadł przy moim stłuczonym odwłoku. – Wymyślili, żeby komputer gadał ludzkim głosem. I jeszcze do tego miał emocje…
- Ale on mnie wyrzucił ! – jęknąłem w trakcie zliczania własnych kosteczek.
- To jeszcze nic ! – rzucił Kazik – Muszę tobie coś wyznać. Zakochałem się. –
- Ty ! Zatwardziały kawaler ! – z wrażenia pomyliłem się w liczeniu. – W kim ? –
- W Dżypisi ! – wzrok mu się rozmarzył (zacząłem liczyć swoje kości od początku). – Czy wiesz jak mnie kręci „Zjechałeś z trasy. Wyznaczam nową.” Ach, ten aksamitny głos…-
- Jaka Dżypisia ? – coś niejasnego zaczęło mi krążyć po głowie.- No GPS ! Do ustalania trasy i tak dalej… - westchnął ciężko. - Ale teraz się gniewamy ! –
- Co się stało ? – znów pomyliłem się w liczeniu.
- Z wyroku sądu siedziałem w więzieniu ! – ze zbolałą miną wyrzucił z siebie. - Policja mnie aresztowała, kiedy skręciłem z trasy głównej. Dżypisia jak zwykle: „Dlaczego zjechałeś z trasy ? Ja do niej : "To może ty przytrzymasz mojego Wacusia w toalecie ?” A ta jak nie zacznie: ZBOCZENIEC ! ZBOCZENIEC !...-

HURRRA ! WRÓCIŁEM...

Hura !!!! Wróciłem do przedszkola…No to co, że po pięćdziesięciu latach ? Moja Mama powiedziała mi, że zawsze będę jej dzieckiem… Moja żona twierdzi, że ma nie jedno a dwójkę dzieci. Hmm… Nie chciała wyjaśnić, co miała na myśli… Ja… też specjalnie nie naciskałem…

Ale, ale – jak się teraz w przedszkolu zmieniło ! Duże sale, ogromne okna i nawet Panie Przedszkolanki się uśmiechają ! Za niewiele ponad tysiąc złotych miesięcznie ?! Za te pieniądze miałbym minę a la „po wizycie u dentysty”! Podejrzane…

Ach, już wiem, co się nie zmieniło ! Podobno stawka 3 złote 20 groszy za dzienne wyżywienie jednego dziecka! Taka sama jak przed pięćdziesięciu laty ! Skojarzyło mi się ze znajomymi bezdomnymi, którzy często żyją za takie kwoty przez cały dzień. Podejrzane…

Kiedy wszedłem na salę, Pani Irenka coś malowała z dziećmi na podłodze. Co ja gadam za głupoty ! Jaka podłoga ? To dywan ! …Poszedłem szukać zabawek dla siebie… Jak szaleć, to szaleć! Nawet nie byłem w stanie wybrać z tego bogactwa ! A między nimi ! Nie uwierzycie !! Komputer ! Najprawdziwszy ! Niedługo chyba zobaczymy noworodki surfujące po Internecie ! Świat się wali ! Podejrzane…

Najbardziej zdumiała mnie półka z szeregami książek. Biblioteka czy co ? Sięgnąłem po egzemplarz. „Origami płaskie z koła” !!
- Origami ? – szepnąłem a mordka mi się wydłużyła…
- Nie wies ? – podniosła główkę uśmiechnięta pięciolatka – W Wikipedii pisą, ze to stuka zaginania kaltek, by lobić rózne zwiezątka, kwiatki. Zacęli to lobić w Japonii…-
Szybko sięgnąłem po inną książkę. Ot, tak na chybił – trafił. „Z muzyką w przedszkolu”. Uff ! Nareszcie coś znajomego… Chyba, że „forte, fortissimo”…
- Forte, fortissimo – powtórzyłem bezwiednie półgłosem…
- Nie wies ? – popychając plastikowy samochodzik, zbliżył się piegowaty chłopczyk – Jeśli chces, mogę powiedzieć ! –
- No… proszę… - zacząłem nieufnie.
- Ale wies – chłopczyk zrobił znajomy ruch kciukiem i palcem wskazującym- potsebuję na benzynę !- Dwudziestka wystarcy – dodał z nutą rezygnacji, jakby właściwie na tym stracił.. Dałem…Chłopczyk nabrał powietrza i jednym tchem:
- W muzyce jest to okreslenie wykonawce, oznacające „głośno, silnie, mocno”. Jeśli chces, to w komputeze… -Szybko schowałem portfel i skierowałem się do wyjścia.
- Dokąd idziesz ? – zapytała Pani Irenka…
- Przenoszę się do żłobka !! -

MAŁPECZKA



Jakie to trudne !! Linki, posty, HTML, moderowanie, JAVA-cośtam...To przecież nauka kolejnego języka obcego ! Gdyby ktoś przed paru laty powiedział mi, że będę się zajmował TAKIMI sprawami -- zaśmiałbym mu się w nos: - "Nigdy !" Teraz wiem, że nigdy...nie należy mówić "nigdy".

Więc siedzę nad moim laptopem jak małpeczka, próbując wprowadzić liczniki do moich blogów! W jednej ręce banan a drugą, jednym palcem, stukam w klawiaturę (to nie ta od fortepianu!).Czoło zmarszczone, jęzor wysunięty, "gały jak spodek cały"i małpuję, co mi życzliwa osoba wypisała w e-mail (jak się to odmienia ?!).

A niechby, broń Boże, coś w kompie "bździuknęło" ! Jak typowa małpeczka zwiewam do kuchni (tam są banany) i ostrożniewyglądam zza winkla, czy coś nie chce mnie ugryźć...
Jaki to wysiłek dla mojej biednej mózgownicy !! Jeszcze mi się cewki przepalą !! Jakby co, to buziaczki dla wszystkich !! Pablito.

sobota, 10 listopada 2007

CZEMU PIJESZ ?



Czemu piję ?
Też pytanie !
Przecież żyję,
miły Panie !
Jak mnie suszy,
albo kręci -
- czas się ruszyć !
Piwko nęci...
A jak piwka
nie ma czasem,
mogę winko
pod kiełbasę.
Jak nie winka -
- to wódeczkę.
Lepsza minka,
gdy flaszeczkę.
Jeśli brak nam
powyższego,
to rodzinka
jest od tego.
Nie typowa:
ojciec, matka -
- Lecz ta nowa:
gość, sąsiadka.
Z miną smutną:
-" Daj złotówkę...
( albo butną )
...bo w makówkę !"
Ostatecznie
mam Brzozową.
Żyć nam wiecznie
nie sądzono.
Kto z pijących
styl swój zmienia,
cierpi cechy
odwodnienia. ( Brrr... )
Czy chcesz abym
cierpiał głową ?
Nie ?... To postaw
" Wyborową " !



czwartek, 8 listopada 2007

HURRRA ! WRÓCIŁEM…

Hura !!!! Wróciłem do przedszkola…
No to co, że po pięćdziesięciu latach ? Moja Mama powiedziała mi, że zawsze będę jej dzieckiem… Moja żona twierdzi, że ma nie jedno a dwójkę dzieci. Hmm… Nie chciała wyjaśnić, co miała na myśli… Ja… też specjalnie nie naciskałem…
Ale, ale – jak się teraz w przedszkolu zmieniło ! Duże sale, ogromne okna i nawet Panie Przedszkolanki się uśmiechają ! Za niewiele ponad tysiąc złotych miesięcznie ?! Za te pieniądze miałbym minę a la „po wizycie u dentysty”! Podejrzane…
Ach, już wiem, co się nie zmieniło ! Podobno stawka 5 złotych za dzienne wyżywienie jednego dziecka! Taka sama jak przed pięćdziesięciu laty ! Skojarzyło mi się ze znajomymi bezdomnymi, którzy często żyją za takie kwoty przez cały dzień. Podejrzane…

Kiedy wszedłem na salę, Pani Irenka coś malowała z dziećmi na podłodze. Co ja gadam za głupoty ! Jaka podłoga ? To dywan ! …Poszedłem szukać zabawek dla siebie… Jak szaleć, to szaleć! Nawet nie byłem w stanie wybrać z tego bogactwa ! A między nimi ! Nie uwierzycie !! Komputer ! Najprawdziwszy ! Niedługo chyba zobaczymy noworodki surfujące po Internecie ! Świat się wali ! Podejrzane…
Najbardziej zdumiała mnie półka z szeregami książek. Biblioteka czy co ? Sięgnąłem po egzemplarz. „Origami płaskie z koła” !!
- Origami ? – szepnąłem a mordka mi się wydłużyła…
- Nie wies ? – podniosła główkę uśmiechnięta pięciolatka – W Wikipedii pisą, ze to stuka zaginania kaltek, by lobić rózne zwiezątka, kwiatki. Zacęli to lobić w Japonii…-
Szybko sięgnąłem po inną książkę. Ot, tak na chybił – trafił. „Z muzyką w przedszkolu”. Uff ! Nareszcie coś znajomego… Chyba, że „forte, fortissimo”…
- Forte, fortissimo – powtórzyłem bezwiednie półgłosem…
- Nie wies ? – popychając plastikowy samochodzik, zbliżył się piegowaty chłopczyk – Jeśli chces, mogę powiedzieć ! –
- No… proszę… - zacząłem nieufnie.
- Ale wies – chłopczyk zrobił znajomy ruch kciukiem i palcem wskazującym
- potsebuję na benzynę !- Dwudziestka wystarcy – dodał z nutą rezygnacji, jakby właściwie na tym stracił.. Dałem…
Chłopczyk nabrał powietrza i jednym tchem:
- W muzyce jest to okreslenie wykonawce, oznacające „głośno, silnie, mocno”. Jeśli chces, to w komputeze… -
Szybko schowałem portfel i skierowałem się do wyjścia.
- Dokąd idziesz ? – spytała się Pani Irenka…
- Przenoszę się do żłobka ! -



niedziela, 4 listopada 2007

PIENIĄCHY

 


Ja wiem, co obecnie wzbudza żądze.
Są to " PIENIĄCHY " ! - Już nie pieniądze.
Od najbogatszych bierze się wzory !
Można być chamem, psychicznie chorym...

Gdy biedak w tłumie ubóstwem śmierdzi:-
- A w mordę chama ! - Tak ich rozsierdzi.
Lecz gdy " aromat " w Elitę wsiąka -
- dyskretnie: - X - raczył puścić bąka.-

I nie określa się -" mądry człowiek ",
ani "przystojny" już nikt nie powie.
Więc nie zdolności ani przymioty,
lecz "Ten od białej ( czarnej ) Toyoty".

Kiedy się takie " zalety " zbierze,
przyjdzie nam złożyć Świat nasz w ofierze
tam gdzie anarchia,tam gdzie beztroska
i nie pomoże nam Matka Boska.